Czytałam niedawno instrukcję dotyczącą pożądanego zachowania podczas liturgii i uderzyły mnie dwie rzeczy. Zobacz jakie.

Pierwsza to to, że w tejinstrukcji jest mowa o „skupieniu” i o modlitwie wymagającej „skupienia”. Czym ono jest, skoro wiemy, że większości z nas w ciszy myśli przychodzą naprawdę szybko. I to różne. Te o obiedzie, o pracy, o szarej codzienności. Czy one są dość święte, by być z nami w kościele?

Druga to to, że owo skupienie uwagi na Bogu zakłada zerwanie sposobów wyrażania naszej więzi z ludźmi – powitania, uśmiechu, skinienia głową, dotyku, w tym trzymania za rękę. Coś, co zupełnie nie razi w żadnych innych okolicznościach, zwykle jest pięknym wyrazem miłości między ludźmi, tutaj nagle trafia na listę zachowań niepożądanych. Dlaczego?

Byliśmy z Dominikiem na ślubie w ubiegły weekend. Myślałam przed Mszą, że cudownie będzie usłyszeć raz jeszcze słowa przysięgi małżeńskiej i przypomnieć sobie naszą przysięgę sprzed siedmiu lat, powiedzieć mu w myślach raz jeszcze, że ślubuję. Jak przyszło co do czego, stałam tam wzruszona i uśmiechałam się, totalnie wpatrzona w Młodych. Dominik wziął mnie za rękę. Nie rozmawialiśmy o tym, a powiedzieliśmy sobie wszystko.

Ja liturgiki nie studiowałam, ale jeśli liturgia Kościoła nie ma na wrażać relacji, to będzie teatrem. Dom Boży stanie się sceną, kapłan mistrzem wątpliwej ceremonii, wierni niedouczonymi statystami, których mistrzowie ceremonii jakoś muszą znieść. Z jednej strony nie istnieje relacja na sucho, bez gestów. Bardzo, bardzo trudno byłoby taką zbudować. Z drugiej, nie można mieć relacji z Bogiem, nie mając jej z ludźmi: miłość rozlewa się dookoła, taka jest jej natura. Liturgia jest zbiorem gestów i symboli. To ona pozwala nam wyrażać się przed Panem. To dlatego jest ważne, żeby była godna, piękna i sprawowana w zgodzie i jedności z całym Kościołem. By tak mogło być, liturgię trzeba tłumaczyć wciąż na nowo i bez przerwy. Ale tłumaczyć tak, by ludzi nie zrażać, nie strofować. Nie na tym polega budowanie relacji i wspólnoty, by szczekać wkoło siebie. Człowiek, którzy szczerze i prawdziwie szuka Pana i weźmie sobie do serca taką instrukcję nietykania-niedychania-skupiania-koncentrowania-odgrywania-i-musztrowania, będzie wciąż czuł się nie dość dobrze skupiony.

Tymczasem Bóg czeka i chce budować z nami więź i relację, chce spotkać nas na takim poziomie bliskości, którego nie da się opisać słowami, na który potrzeba zamknąć oczy i puścić się w tańcu tak, jak On prowadzi. Jak to zrobić? Najpierw trzeba przyjść i być, i chcieć. A chcąc, musimy prosić i zgodzić się na to, że melodia tańca będzie inna niż się spodziewamy i kroków będzie trzeba uczyć się na parkiecie, żyjąc. Tu nie ma ćwiczeń, nie da się uniknąć pomyłek i deptania po palcach, nie da się i wcale nie trzeba. Nie ma idealnych żyć, są tylko ludzie mniej spięci, przez co łatwiej tańczą.

Bóg czeka zawsze, nawet tam, gdzie nas wiernych znoszą tylko. „Garść mąki, kropla wody, słowa kapłana świętego lub nie, i jest Jezus Chrystus.”

Inspiracje: 

Artykuł z kodeksem zachowań: https://pl.aleteia.org/2018/08/02/parafia-w-dobrzechowie-opublikowala-kodeks-zachowan-podczas-mszy/

I fragment homilii Krajewskiego, która jest tak pięknie poruszająca:

 

Kliknij i udostępnij. Warto.


Discover more from Oczy wiary

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *