Czytałam wczoraj dzieciakom Ewangelię wg Łukasza i wciąż chodzi mi po głowie miłosierny ojciec wybiegający na spotkanie swojego młodszego, upokorzonego syna. Myślałam już nieraz o tym, że ojciec musiał go wyglądać, skoro ujrzał z daleka, wybiegł do niego, choć nie wypadało mu tak robić, ale jest jeszcze jeden szczegół, który nigdy wcześniej nie przykuł mojej uwagi – miejsce ich pojednania.

Ojciec nie żądał od syna oficjalnych przeprosin, nie przetarzał go, nawet więcej – zadbał o to, żeby syn wszedł do domu w najlepszej szacie, pierścieniu, z sandałami na nogach. Oszczędzał mu upokorzeń ile tylko był w stanie i okazywał swoją wielką miłość i przyjaźń – bezwarunkowo.

Tak o tym myślę, bo my nieraz mamy takie procedury wybaczania: „przyjdziesz, ukorzysz się, przeprosisz, to ja ci wybaczę”. Albo nawet: „stań tutaj, przeproś, będzie ci wstyd przed wszystkimi, ale to twoja wina”. Kurcze, w Bogu tego nie ma! On nas jedna z Sobą na boku. Nie mówi: „wyprawię ucztę, przyjdziesz, staniesz pośrodku, powiesz tą swoją formułkę, którą przygotowałeś, to wtedy uroczyście ci przebaczę i będziesz mógł ubrać szatę”. Nie mówi tak, chociaż zaakceptowalibyśmy pewnie taki warunek jako sprawiedliwy i dobry. On całuje brudasa i obdartusa, rzuca mu się na szyję – tak, tak, ojciec synowi, nie na odwrót, a potem zaraz każe sługom go uszykować do uczty. Syn wchodzi do domu pełen godności.

Dzieciom też nieraz odbieramy ich godność, gdy coś przeskrobią. A to do kąta, a to przeprosiny wymuszamy na zapłakanym człowieku, a to zawstydzamy. Chyba nie tak powinniśmy pokazywać Boga.

Łk 15, 11 – 32

Powiedział też: «Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: „Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada”. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników. Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem”. Lecz ojciec rzekł do swoich sług: „Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”. I zaczęli się bawić. 
Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. Ten mu rzekł: „Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego”. Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: „Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę”. Lecz on mu odpowiedział: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się”».

Kliknij i udostępnij. Warto.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *