Czas przymusowej izolacji, lęku o siebie i najbliższych, niepewności, która bije z wielu stron to moment, w którym łatwo jest szarpnąć naszymi emocjami i diabeł szarpie ile się da. Na pierwszy ogień idą relacje między ludźmi – przyjaźń, miłość i wspólnota.

Relacja zaczyna pękać, gdy przestajemy ufać. Tak, jak w raju Ewa przestała ufać, że Bóg chce jej dobra i ją kocha, i dała się namówić na zerwanie owocu, tak my w galimatiasie codzienności, przy braku normalnych spotkań, w zmęczeniu, znużeniu i frustracji, zaczynamy podejrzewać siebie nawzajem o złe intencje, o brak miłości, obojętność, knucie. Czasem myślimy, że gdzieś nie ma już dla nas miejsca – we wspólnocie, w czyimś sercu, bo ten ktoś inaczej się teraz zachowuje niż robił to dotychczas.

Nie możemy przestać darzyć zaufaniem. Musimy obronić w sobie wiarę w miłość, przyjaźń i w ludzi. Te relacje, które budowaliśmy, wciąż są. Trzeba ich strzec cierpliwie i łagodnie, z pokorą i uprzejmością. Na pewno nie raz uderzą w nas silne emocje, możemy poczuć je bardzo wyraźnie i to będzie moment, w którym należy iść przed Pana i wylać przed Nim serce, wylać wszystko to, co w nas bije. Za św. Ignacym z Loyoli powtarzam: decyzje podejmujemy wtedy, gdy nie ma w naszym życiu emocji ani złych, ani dobrych, w czasie normalnym, zwykłym. Teraz czas jest niezwykły, teraz trzeba trwać w tych decyzjach, które były podjęte wcześniej. Miłość to też decyzja, i przyjaźń, i trwanie we wspólnocie.

Podobnie ciepło jest, żeby nie powiedzieć, że gorąco, w rozmowach o Kościele, o poszczególnych kapłanach, o tym jak należy przeżywać obecne ograniczenia. Jedna ręka kłóci się z drugą, kolano mądrzejsze jest od brzucha, podbródek wie lepiej niż pięta. Jesteśmy jednym ciałem – tym jest Kościół, ciałem Chrystusa. Przystoi nam modlić się i pracować dla dobra innych, wspierać się na drodze do świętości. Nie rezygnujmy ze swojego patrzenia, swojej wrażliwości czy sposobu przeżywania wiary. Ale nie rezygnujmy też z ludzi, których Pan postawił na naszej drodze. To On prowadzi Kościół, to On jest gwarantem jego istnienia i tej perspektywy nie możemy stracić – ufności, że to Bóg jest Panem. Czasem tak bardzo chcemy naprawić to, co według nas jest niewłaściwego, że zapominamy ufać Bogu, ufać, że wszystko, absolutnie wszystko należy do Pana. Rzucamy swoje niezgody i protesty, nosimy i wznosimy coraz wyżej wzburzenie, a w naszych sercach rośnie ściana. Płuca i nerki, żołądek i śledziona, tak bardzo różne, tak bardzo potrzebne. Nie wyobrażam sobie, żeby nerki mogły kiedykolwiek namówić płuca na filtrowanie krwi miast natleniania. Niech każdy będzie na swoim miejscu i pracuje dla innych.

Trzymajmy się Boga.
Strzeżmy darów, jakie mamy.
Doczekamy dnia, w którym znów będziemy mogli paść sobie w objęcia. Na pewno!

Kliknij i udostępnij. Warto.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *