Wielu z nas katolików mówi teraz o odbudowie Kościoła na zgliszczach i ruinach. My prawdziwi, my znający Boga, my, którzy potrafimy się modlić i w wierze trwać, pełni cnót, z bólem patrzymy na to, co się dzieje, na tych, którzy niszczą Kościół, i będziemy go z ruin podnosić!

Wszystkim nam, którym zdarza się tak myśleć od prawa do lewa, chcę powiedzieć, że jedyny Kościół jaki mamy odbudowywać, to nasza modlitwa, zaufanie Bogu i nasze własne relacje z ludźmi, którzy są skarbem naszego życia. Tymi bliskimi i tymi dalszymi, również z naszymi wrogami. I muszę tutaj zrobić notatkę na marginesie – dobra relacja z wrogiem nie oznacza, że pozwalam się krzywdzić i stwarzam ku temu warunki, dobra relacja z wrogiem to taki stan mojego serca, w którym nie ma we mnie wrogości, w którym mój budzący się gniew przeżyłam i przekułam z miecza w lemiesz, z włóczni w sierp. I mogę nimi, z gniewu przekutymi, pracować.

A co z Kościołem? O Kościół troszczy się Chrystus. Już od wielu, wielu lat przygotowuje nas na te dni, które teraz trwają. I zrobił to tak, jak zawsze w czasach trudnych, przełomowych i ciemnych – dał nam wielu świętych ludzi. Wspaniałych, skromnych, cichych, zdecydowanych, mądrych, pokornych i odważnych. Chrystusowych. Oni żyją wśród nas. Jestem pewna, że w każdej parafii, w Twoim sąsiedztwie, w moim. Oni są. Oni już od dawna odżywiają Kościół swoją modlitwą, pracą, swoim zwykłym i świętym życiem. Może są osobami znanymi w okolicy, a może są świętymi tylko dla swoich najbliższych, ale są. Jest ich dość, starczy dla każdego, starczy dla Kościoła. Rozejrzyjmy się za dobrem. Za tą świętą miłością. Dotknijmy się jej. Pan się o nas troszczy i w każdej ciemnej dolinie idzie z nami, prowadzi i wyprowadza. Teraz też.

Edit. 14.12.2021 r:
Ostatnio mówi się o tym, że nie można zakładać, że wystarczą nam święci, że Kościół potrzebuje też zmian systemowych i takiego ulepszania procedur, żeby sprzyjały dobru i wyłapywały zło. Nie można oczekiwać, że osobista świętość „wszystko załatwi” i to jest oczywiście prawda. Święci są z krwi i kości, z czasów i miejsc, i poddani są tym samym naciskom, co ludzie wokół nich. I wiele razy, jak czytam ich biografie to mam wrażenie, że praktycznie zawsze, są ograniczani swoimi czasami i procedurami, które obowiązują i w świecie, i w Kościele. Zgadzam się.
A jednocześnie myślę, że to dojrzewanie Kościoła, którego czekamy i które wyraża się również w zmianie procedur, dokonuje się właśnie dzięki osobistej świętości: odwadze, miłości, zaangażowaniu. I wierzę, że Bóg już dla nas przygotował tych, którzy wnoszą Jego łaskę i mądrość. W znacznej mierze również od nas zależy, czy ich usłyszymy i zobaczymy, czy będziemy wypatrywać i nasłuchiwać Ducha, czy nie. Czy będziemy przeszkadzać, czy pomożemy.

Kliknij i udostępnij. Warto.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *