Często zdarza mi się słyszeć albo czytać o tym, że milczenie chrześcijanina jest przejawem jego pokory, bądź odwrotnie, że mówi tylko pyszałek i głupiec, mądry milczy. Czasami to nawet jest prawda, ale nie zawsze. I tak, jak każde pokolenie musi uczyć się mówić i chodzić, tak też wszyscy musimy na nowo przemyśleć jak cnoty chrześcijańskie wprowadzać w życie, w naszym czasie i naszym świecie. Bo nie mam wątpliwości, że milczenie jest cnotą, o ile tylko człowiek wie, kiedy i co należy mówić, a kiedy mówienie prowadzi do piekła.

Kiedy mówienie na pewno jest złe?

Myślę, że większość z nas mocno czuje słowa, które są powiedziane niepotrzebnie. Żałujemy ich zwykle po fakcie. Słowa wypowiedziane w gniewie, obliczone na to, żeby zranić drugą osobę, słowa zdrady, gdy mówimy głośno to, co powinno zostać tajemnicą, gdy mówimy nieprawdę. Słusznie to wszystko nosimy do konfesjonału i dokładamy wszelkich starań, by kłamstwo, zdradę i ranienie słowem z życia wyeliminować. To właśnie w szalejących emocjach, gdy tracimy panowanie nad sobą, milczenie jest złotem. Zwykłe zaciśnięcie zębów może uratować sytuację. Nie można tylko milczeć za długo.

Przez lata naszego małżeństwa bardzo uważaliśmy na to, by nie mówić do siebie w niepohamowanych emocjach. Kiedy któreś z nas czuło, że poziom zdenerwowania niebezpiecznie rośnie, obojętnie po czyjej stronie bardziej, po prostu dawaliśmy sobie chwilę na ochłonięcie i zebranie myśli. Wracaliśmy po jakimś czasie i rozmawialiśmy. I to jest ten moment, w którym milczenie przestaje być zaletą, a mówienie wymaga wysiłku i miłości. Bardzo ważne są zasady dobrej komunikacji, polecam poznać je i odnawiać wiedzę o nich od czasu do czasu (najlepiej praktycznie), ale dzisiaj nie o zasadach komunikacji chcę pisać, tylko o zasadach mówienia i milczenia tak, by było ono chrześcijańskie, dobre i prowadziło do świętości.

Mówienie z milczeniem – koniecznie razem

Mówienie z milczeniem są nierozerwalne. Dobrze i święcie milczy ten, kto umie mówić, gdy trzeba i co trzeba. I odwrotnie. Zarówno milczenie, jak i mówienie, do czegoś powinny prowadzić i być po coś. O nieocenionej roli milczenia mówi się i pisze bardzo dużo. O tym, że w ciszy można usłyszeć to, co ważne, że Pan Bóg mówi cicho, że zabieganie i zagłuszanie swojego życia, prowadzi do płytkości, do nieprzemyślanych, nieprzemodlonych decyzji. Również poza Kościołem, coraz częściej mówimy o ciszy, jako o czymś koniecznym. Tyle jest kursów medytacji, uspokajania się, relaksacji, uważności. Cisza jest ważna. A ciszy bez milczenia, nie osiągniemy. Również bez wewnętrznego milczenia, bez umiejętności powstrzymania niepotrzebnych i szkodliwych myśli. 

Uciszanie własnych myśli powstrzymuje w nas spiralę nakręcającego się zła, niechęci i konfliktu. Wiele razy sami z sobą, w swoim umyśle, dyskutujemy z naszymi wyobrażeniami o ludziach, którzy zaszli nam za skórę albo przygotowujemy długie i piękne mowy obronne, na wypadek, gdyby ktoś kwestionował nasze decyzje czy postępowanie. Bywa też, że po prostu źle myślimy o innych, na co w naszym przekonaniu, oczywiście, sami sobie zapracowali. Takie myśli dają poczucie ulgi, czasem zadowolenia czy mocy, ale naprawdę mocny jest ten, kto potrafi za nimi nie pójść, nie wymyślać obron, nie przekonywać samego siebie. Mocny jest ten, kto słucha, i zachowuje otwartość.

Wrócę jeszcze do tych obron i dyskusji w głowie. One mogą mieć swoje uzasadnienie, jeśli służą przygotowaniu się do tego, co nas czeka. To się nazywa wizualizacja i polega na wyobrażeniu sobie jakiejś sytuacji, tutaj rozmowy z kimś, po to, żeby na sucho i bezpiecznie przetrenować. Jeśli przygotowujemy się do rozmowy, która ma nas łączyć z innymi, to w porządku, jeśli tylko chcemy sobie ulżyć, to budujemy w swoim sercu mur a nie most pomiędzy sercami.

Dobre mówienie

Jak mówić, żeby mówienie było złotem? To jest pytanie! Bardzo cenimy słowa mądrych i odważnych ludzi. Wsłuchujemy się i nasłuchujemy, by nie uronić ani jednej myśli, bo wiemy, że dobrze dobrane słowo może poprowadzić i naprowadzić, może dodać otuchy, może nawet uratować życie. Jak się mówi takie słowa?

Myślę, że przede wszystkim nie tak często, jakbyśmy chcieli. A czasem nawet nie wtedy, kiedy byśmy chcieli. Naturalną rzeczą jest chcieć wyjaśniać do końca i do ostatniego wątpiącego, co dokładnie mieliśmy na myśli i dlaczego. Zamęczamy siebie i innych tym doprecyzowywaniem, a człowiek pokorny, nie ma w sobie parcia na to, żeby wyrazić siebie samego idealnie, żeby uzasadnić swoje postępowanie i życie, żeby usprawiedliwiać siebie. Zachowuje milczenie wokół swojej osoby i ono jest piękne.

A mówić pięknie można o innych ludziach i będzie to złote mówienie, o ile tylko uda nam się przebiec koło pułapek diabelskiego oskarżania innych ludzi o błędy (i też czyhania na nie, szukania ich, bacznego przyglądania się drugiemu człowiekowi, żeby znaleźć na niego “haka”), równie niewłaściwego dzielenia ludzi, no i tego wielkiego usprawiedliwiania i wyrażania siebie, to możemy mówić po chrześcijańsku, czyli…

jedność

Po pierwsze mówić tak, żeby to budowało jedność. Często patrzymy na siebie wzajemnie, próbując ustalić, kto z nas bliżej jest Pana Boga, kto bardziej spełnia Jego wolę, żyje Jego słowem. Jedność budujemy, gdy porzucimy takie patrzenie, a zaczniemy pamiętać, że Pan Bóg kocha tego drugiego człowieka, którego przy sobie mamy tak nieskończenie, jakby tylko ten jeden człowiek był na świecie. Wszystko gotowy jest zrobić, by był szczęśliwy. To jest perspektywa świętego mówienia – wspieranie, podnoszenie, dodawanie otuchy, by bezpiecznie i szczęśliwie szedł i rozwijał swoją relację z Bogiem.

piękno

Po drugie mówić tak, by swoimi słowami odkrywać piękno, jakie jest w drugim człowieku. Każdy z nas został stworzony na obraz i podobieństwo do Pana i jeśli ten obraz pokazujemy naszymi słowami, nazywamy go, to nasze mówienie jest złote.

obrona

I trzeci ważny aspekt mówienia chrześcijańskiego, to bronienie godności i honoru innych ludzi. Zamiast koncentrować się na usprawiedliwianiu siebie i toczeniu z prawdziwym lub wymyślonym przeciwnikiem mów obronnych swojego własnego ja, brońmy, gdy jest ku temu okazja, ludzi wokół nas. Zaangażujmy się w ich sprawę, bądźmy tymi, którzy dostrzegają wysiłki i towarzyszą w ich podejmowaniu. To jest dobre mówienie! Tylko bez naciągania, bez wymyślania, szczerze.

Tak mamy mówić, by okazać się bliźnim tego, kogo spotkamy w drodze, bez względu na to, w jakim on jest stanie. (por . Łk 10, 30-37) Mamy być dobrymi towarzyszami, a jak trzeba to opiekunami opatrującymi rany. To jest zadanie na wakacje i na co dzień! Powodzenia!

Kliknij i udostępnij. Warto.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *