Święty Dominik nie był do końca poważny w swoich posunięciach. Brał przykład nie z tych, co trzeba. Zrozum powagę sytuacji: Kościół, reprezentując Jezusa na ziemi, naszego jedynego i prawdziwego Króla, ma przecież w obowiązku zastępować Go godnie. I św. Dominik, będąc kanonikiem, podróżując z biskupem i przede wszystkim jako kapłan tegoż Kościoła, doskonale wiedział i widział, jak to należy czynić – jak należy unosić się ponad światem, by wznosić wzrok pospólstwa ku niebu. I co z tym zrobił?

Dominik, założyciel Braci Kaznodziejów, wziął przykład z heretyków, z h-e-r-e-t-y-k-ó-w (!), z waldensów i albigensów, i jak oni, w ślad za pustelnikami-kaznodziejami z czasów reformy gregoriańskiej, zaczął uprawiać wędrowne i żebracze kaznodziejstwo! Żebracze!

To jest nawet zrozumiałe, że chciał głosić prawdziwą wiarę chrześcijańską tym, którzy pobłądzili, którzy może mieli coś przeciwko Kościołowi, ale upodabniać się do nich w odrzucaniu przepychu, żebrać, wystawiać na szwank dobre imię Kościoła? Powinno być widać różnicę między nim a heretykiem na pierwszy rzut oka! Pomyśl tylko, jeśli on nie jeździł konno z obstawą, jak pan, jak król, jak Chrystus powinien, tylko wchodził jako żebrak między ludzi, to jaką on Ewangelię głosił? Co mógł w ten sposób pokazać? Że Bóg jest królem, że jest potężny, że Jego majestat sięga niebios? No chyba nie!

I papieże to zatwierdzali! Jak oni mogli się tak mylić? Jakby mnie zapytali, od razu powiedziałabym, że to niemożliwe nawrócić kogoś, jak nie ma się buta na wysokości jego twarzy. Trzeba być jak Chrystus Pan, pełen potęgi i chwały. Najlepiej z wysokości konia spoglądać na pieszego i dać mu pić prawdziwej nauki, niech wie, kto ma rację od razu – po koniu to pozna! Tymczasem Dominik robił odwrotnie – głosił kazania tym, co nawet z konia nie schodzi, by go słuchać. To Dominik zadzierał głowę wysoko i stał jak żebrak przed panami. Czy Chrystus tak robił? Czy aż tak się uniżył? Tak przed Bożym Narodzeniem kontrolnie pytam – uniżył się? Pałac to był, gdzie się urodził, czy jakoś inaczej?

Wielu potem pobłądziło jak Dominik. Przeszło 800 lat trwa zakon Braci Kaznodziejów. Niejeden święty i błogosławiony, a ostatnio to nawet nasz papież Franciszek – wszyscy oni myślą, że bardziej trzeba iść przez ziemię tak, jak chodził Jezus z Nazaretu i jego apostołowie – pieszo, bez przepychu i blisko ludzi, a nie obwieszać się złotem, srebrem, kosztownościami, objeżdżać ziemię najlepszymi autami. Że nie można patrzeć na ludzi z wysoka, tylko trzeba dzielić drogę, depcząc ją własnymi stopami. Że śmieszne jest udawanie, że przepych naszych parafii służy pokazywaniu na wielkość Boga. Guzik, nie Jego wielkość. Złoty guzik z pętelką.

Dominikańskie “głosić wszystkim, wszędzie i na wszelkie sposoby” to też: “nie bać się być jak najbliżej, jak najzwyklej, jak najnormalniej”. Bo to nie chodzi o to, żeby teraz nagle przestać być najbogatszym, a zacząć być najbiedniejszym i szokować swoimi wyrzeczeniami. Nie, to byłoby skupianiem uwagi na sobie, a to nie siebie mamy głosić. Trzeba zostawić bycie naj-czymkolwiek i być zwyczajnym, heroicznie zwyczajnym.

Kliknij i udostępnij. Warto.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *