Mamy jakieś z czapy pojęcie o świętości. Patrzymy z zewnątrz i wydaje się nam, że święty to taki, który zawsze ma w sobie dobro i tylko dobro, którego grzech nie dotyka. Jakby święty człowiek wszedł na jakąś wysoką drabinę i pyłu ziemi nie tykał, i tylko wiatr Ducha Świętego miał we włosach, nic z brudu dnia, nic z błota grzechu. Jakie to naiwne, jak bardzo dalekie od prawdy!
Kiedy wchodzimy w życiorysy świętych, okazuje się, że oni myśleli o sobie inaczej, nie czuli się herosami nawet, jeśli wiedzieli, że są świetymi ludźmi. Dlaczego?
Bo w każdym z nas jest dobro i zło. Jest siła i potencjał wielkiej heroiczności, nieprawdopodobnych cnót, i każdy grzech świata. Każdy. Jeśli w głębi duszy myślisz, że od Kościoła nigdy nie odejdziesz, że bez modlitwy nie możesz żyć, że nie zamordujesz, że nie stać Cię na okrucieństwo, przemoc, na znęcanie się nad drugim człowiekiem, to nic jeszcze o sobie nie wiesz i jeśli przyjdzie próba, możesz jej nie podołać.
Bo w gruncie rzeczy różnimy się tym, czy byliśmy już próbowani, czy jeszcze nie.
I tym, co zrobiliśmy, gdy przyszedł czas zdać egzamin.
To dlatego takie ważne jest, żeby nie skupiać się na stopniach własnej świętości albo próbach zdobycia kolejnych odznak małego chrześcijanina: msza co niedzielę, pacierz rano, panierz wieczorem, czytam Pismo Święte, różaniec, brewiarz, msza w tygodniu, rekolekcje, będę miła dla (…), spróbuję zrobić (…) itd. To wszystko nie są cele, to nie jest najważniejsze.
Święty to ten, który wie, że mógłby w tej chwili popełniać największy nawet grzech, ale go nie wybiera, bo tu i teraz szuka dobra i idzie za nim. Najważniejsze: tu i teraz. Bez abstrahowania, bez uciekania w rozważania i dywagacje, ale prosto, namacalnie, w tej chwili. Najwieksze dobro na teraz, z tych dostępnych, a nie marzenia o przyszłej wielkości. Kiedy mamy w sobie taką dyspozycję starannie wypracowywaną, kiedy dbamy, żeby nasze myśli i serce były skupione na realnym życiu, wtedy można mieć nadzieję, że gdy Pan przyjdzie, zastanie nas czuwających, wtedy mozna mieć nadzieję, że przeżyjemy nasze życie w świętości, wtedy można mieć nadzieję, że unikniemy myśli o własnej, rzekomej chwale, ale nie wpadniemy też w żałosną udawaną skromność, która zaprzecza dobru, jakie w nas jaśnieje.
Obyśmy byli świeci, obyś Ty była, obyś Ty był!