wszyscy jesteśmy głodni
prawdy, piękna, tego co głęboko dobre
miłości
spotkania
…
kiedy rozumiemy swój głód i jego moc, łatwiej jest nam właściwie adresować pragnienia
i nie przytłaczać tym głodem ludzi wkoło nas
ten nasz głód to zwykle głód w rozmiarze Boga
i żaden człowiek nigdy tego nie nasyci
żadna rozrywka
żadna mądrość
żaden film, serial, książka, koncert nic, kurna chata nic, co nie jest Bogiem tego nie nasyci i nie wypełni naszej dziury
Wielu z nas przepadłoby, gdyby Bóg przyszedł i wlał się w tę nieskończoność pragnień, które w sobie nosimy. Stracilibyśmy szansę bycia sobą, bo oddalibyśmy całą naszą wolność za nasycenie wewnętrznego głodu. Nie widzielibyśmy nawet Kto nasyca, tylko żarli, żarli, żarli bez tchu.
To pewnie dlatego Boga poznaje się powoli. Najpierw po śladach, jakie zostawił w świecie, w nas. Widzimy coś pięknego, otaczamy się pięknymi roślinami, słuchamy koncertu, widzimy pięknych ludzi i w tym pomału odkrywamy jaki jest Bóg. Poznajemy Jego smak. Jest dobry. Jest pokojem. Kocha. I czeka aż krok po kroku będziemy szukać Jego samego. Nie tego, żeby nasz głód został zaspokojony, nie tego, żeby nasze sprawy zostały rozwiązane, nawet nie swojej doskonałości i świętości, ale Jego, Boga bliskiego. Czeka aż będziemy chcieli Go spotkać, pozwolimy się dotknąć pomału i delikatnie, tak delikatnie, że może nawet w pierwszej chwili nie zrozumiemy, że to był On, ale nasze serce będzie wiedziało. Ono pozna i nie zapomni.
Boga nie można zapomnieć.
A potem życie nasyca się dobrem, pięknem, głębokością, świętością. Krok po kroku. Tak Bóg przychodzi. I kiedyś nagle zrozumiemy, z wielkim zaskoczeniem, że On już jest! Już jest, chociaż wciąż nosimy w sobie głód. Tylko teraz już wiemy, Kto nas syci i znajdujemy Go w ludziach, w świecie, w sakramentach. Już wiemy, że On jest i nie pójdziemy za niczym innym, za niczym, co udaje, że karmi.
Bo wszyscy jesteśmy głodni.
I warto znać swój głód, swoje miejsce spotkania.