Jechałam kiedyś autostradą z północy Polski na południe. Z nad morza prawie w góry. Gdzieś koło południa tej drogi, czyli gdy pierwszy zapał podróżniczy zdążył minąć, a wizja rychłego końca jeszcze nie nadeszła, zaczęło padać. Co ja mówię! Lało, jak z cebra! Zwolniliśmy wszyscy, bo ledwo było widać, gdzie jedziemy, a z moich głośników huknęło: „Wody Jordanu weselcie się”. I […]