Wiele lat temu, jeszcze w liceum, zrozumiałam, że nie mogę być siebie pewna. Byłam zaangażowana we wspólnocie, a nawet dwóch, codziennie obecna na Mszy Świętej, zawsze korzystająca z sakramentów. Miałam dar i szczęście odczuwać Bożą obecność, opiekę, widziałam cuda, które działy się na moich oczach. Bóg dotykał. Można powiedzieć, że prawie unosiłam się nad ziemią, a raczej unosiłabym się, gdyby nie…

Gdyby nie to, że pewnego dnia w ramach ćwiczenia wyobraziłam sobie, że przestaję żyć tym, czym żyję: przestaję się modlić, przystępować do sakramentów, chodzić do kościoła, zaczynam ignorować całą tę część mojego życia, lwią część przecież. I wiecie co? Pomyślałam wtedy, chociaż dopiero co wydawało się to nie do pomyślenia, że właściwie czemu nie? Przecież można żyć, jakby Boga nie było, i nie odczuwać dyskomfortu z tego powodu. No można. Wielu ludzi może, ja też. To kwestia wyboru.

Poczułam to dokładnie. Dzisiaj wiem, że to jest łaska wolności, jaką zawsze dostajemy. Bóg mógłby pokazać się nam w całym swoim pięknie w taki sposób, że zniewoliłoby to nasze emocje, naszą wolę i bylibyśmy do Niego uwiązani. Są ludzie, którzy starają się tak przywiązywać inne osoby do siebie – uzależniać emocjonalnie, psychicznie, materialnie. Bóg tego nigdy nie robi i nie zrobi, choć ma taką moc. Bóg daje prawdziwą wolność. Nawet za cenę swojej niezmierzonej i dla nas niepojętej tęsknoty za nami. Bo Bóg tęskni za człowiekiem.

Podzieliłam się wtedy swoimi myślami z jedną panią ze swojej wspólnoty. Powiedziałam, że mogę w jednej chwili przestać się modlić, przestać szukać Bożej obecności i przestać być chrześcijaninem w ogóle. Że to jest mój wybór i wiem, że jakbym zdecydowała inaczej, nic by się nie stało wielkiego – moje życie toczyłoby się dalej. Umiałabym żyć bez Boga. Było to dla niej tak trudne do przyjęcia, tak niezrozumiałe, tak przerażające, że darowałam już sobie rozmowę z nią o tym, że jeśli mogę to, to mogę też zrobić każdą inną rzecz na świecie, mogę popełnić każdą niegodziwość, umazać się krwią, mogę być okrutna – drzemie we mnie każde możliwe dobro… i każde możliwe zło. I nikt z nas nigdy nie może być pewny siebie samego.

Bóg chce, żebyśmy szli za Nim dla Niego samego. Nie z przyzwyczajenia, nie z obowiązku, a nawet nie urzeczeni i zakochani w Jego pięknie, ale wolni. Widać to wyraźnie we Wcieleniu, w tym momencie, w którym Bóg przychodzi do nas na ziemię, a jednocześnie nie pokazuje się nam jako Bóg, tylko rodzi się jako mały chłopiec, zwyczajnie, bez fanfar, a potem przez 30 lat pracuje jako cieśla, mieszka w sąsiedztwie, chodzi na wesela, przyjmuje zamówienia, chodzi po towar, brudzi się, kurzy się, męczy się… żyje jak ja i Ty.

Prawdziwie wolny człowiek ma też wolność błądzenia. Wolność krzywdzenia innych i siebie. Wolność odrzucania dobra. Nasza wolność i nasza odpowiedzialność. A On bezwarunkowo, zawsze gotowy jest przyjąć nas i kochać, dać najlepszą szatę, włożyć sandały na stopy, pierścień na palec i wyprawić ucztę, kiedykolwiek zwrócimy się do Niego. To jest miłosierdzie: tęsknota i przyjęcie, i miłość, i to, że nasz grzech spalił się w Jego pragnieniu bycia z nami.

Piszę o tym, bo obejrzałam właśnie i wysłuchałam w sieci abpa Rysia. Poruszył mnie. Dotknął serca swoim wyznaniem:

„[…] ile razy słyszę, ile razy czytam Słowo i dochodzę do Judasza […] to myślę o sobie. Nie potrafię przeczytać tekstu o Judaszu w spokojny sposób. Ja nie mam żadnej pewności co do siebie samego. Judasz był posyłany tak jak inni apostołowie, należał do tej dwunastki. Można sobie go wyobrazić, jak wraca po pierwszej misji i mówi o tym […]: Jakie cuda się dzieją […] przez to, że nas posłałeś […], złe duchy nam się poddają. Był kimś, kogo Jezus wyróżnił, trzymał w tym gronie kasę, był człowiekiem jakiegoś zaufania. […] Jezus mówi na ostatniej wieczerzy: Jeden z was mnie zdradzi. Jeden z was mnie zdradzi… My byśmy chcieli mówić, że on nie jest nasz, nie jest z nas. Jest z nas: Jeden z was mnie zdradzi. Pewni to my możemy być miłości Boga do nas.  Ale swojej do Niego?” (bp Grzegorz Ryś, Jeden z nas – Judasz – serce i nerki).


Mogilski Krzyż

Artykuł został opublikowany w numerze styczeń-luty 2019 (1/192), s. 23. Wersja PDF numeru dostępna będzie tutaj, obecnie można kupić papierową w parafii.

Kliknij i udostępnij. Warto.

2 thoughts on “Nie ma rzeczy, której nie mogę zrobić

  1. Jestem zachwycona tak pięknym opisem – a właściwie świadectwem wiary. To prawda Bóg z miłości do człowieka obdarzył go rozumem i wolną wolą .Jak również nikogo nie zmusza do wiary , Jednak w swym nie skończonym miłosierdziu pragnie naszego dobra – abyśmy wszyscy byli zbawieni. Tak jak już Pani wspomniała – Człowiek może wybrać dobro lub zło . , może w jednej chwili wyprzeć się Boga , może żyć , tak jakby Boga nie było — tak oczywiście , że może – i nikt mu nie może tego zabronić . Ale jeśli podejmie taką decyzję – to powinien również wiedzieć ,że obierając taki wariant samowystarczalności i samouwielbienia , sam skazuje się na potępienie , ponieważ dobrowolnie odrzucił Boga i jego miłosierdzie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *