Jest jakiś fałsz w mówieniu: „wszyscy jesteśmy grzesznikami”, a zaraz potem, nieraz na tym samym jeszcze wdechu: „ale znam Jezusa, w Nim już jestem mocna w wierze i grzech mnie nie dotyka”. To jestem grzeszna, czy grzech mnie nie dotyka? Jestem mocna, czy jestem grzeszna?
– Mogłabym zrobić to samo.
– Nie, ty zawsze robisz to, co trzeba.
– Wiele osób robi to, co trzeba, do czasu, a potem przestaje. Ja też mogę przestać.
Brzmią mi w uszach te słowa, strzęp jakiejś rozmowy. I przypominam sobie też inne rozmowy, z zupełnie innymi osobami, kiedy słyszałam, że takie czy inne zło jest niemożliwe, albo ktoś sądził, że jest już na takim etapie wiary i bliskości z Panem, że grzech ciężki go nie może dotknąć i już mu się nie zdarzy.
Myślę o tych naszych pewnościach, i nabieram przekonania, że właśnie one najbardziej nam przeszkadzają w byciu coraz bliżej Boga, i w zapraszaniu ludzi do tego samego, czyli w głoszeniu dobrej nowiny.
Jest jakiś fałsz w mówieniu: „wszyscy jesteśmy grzesznikami”, a zaraz potem, nieraz na tym samym jeszcze wdechu: „ale znam Jezusa, w Nim jestem mocna w wierze, nawróciłam się i grzech mnie już nie dotyka”. To jestem grzeszna, czy grzech mnie nie dotyka? Jestem mocna, czy jestem grzeszna?
Wiem z całą pewnością, że ja, Kasia, jestem słaba i każdy zły wybór jest dla mnie realny. Tak po prostu każdy i bardzo dosłownie realny: Mogę TO zrobić, jakkolwiek złe by nie było! Wystarczy tylko znaleźć jakieś usprawiedliwie, może być nawet mało wiarygodne, wystarczy. To naprawdę łatwe.
Pan Bóg czasem nam uświadamia, co w sobie nosimy, kim jesteśmy. Dojrzałam ostatnio do tego, żeby prosić Go o doświetlenie tych miejsc w moim sercu, które są ciemne, o zrozumienie zła, jakie w sobie noszę.
„Pokaż mi Panie mój mrok i ciemność, ale tylko, jeśli przy mnie będziesz i dasz mi odczuć Twoją miłość również w moim najgorszym. Bez Ciebie nie uniosę prawdy o sobie.”