Często powtarzana jest historia o tym, jak św. Proboszcz z Ars spytał prostego człowieka jak się modli i ten odopwiedział: „Ja patrzę na Niego, a On patrzy na mnie.”. Jestem jedną z wielu osób zainspirowanych tą historią. I tak od lat, całe moje dorosłe życie, i kwałek jeszcze niedorosłego, częściej lub rzadziej, po drodze albo specjalnie, można powiedzieć, że nawet regularnie, chodzę przed Najświętszy Sakrament i sobie patrzymy.

Ludzie lubią mówić, że jakaś modlitwa jest łatwa, albo trudna. Podobno adoracja należy do tych trudnych. Ależ skąd! Przespać się można, gadać nie trzeba, nic znać na pamięć, organista nie fałszuje. Bądźmy szczerzy, uklęknąć albo usiąść i trwać to nie jest jakaś wygórowana dyscyplina sportu. To tylko sztuka bycia.

Sztuka bycia.

Czasem nawet z ludźmi koło nas nie potrafimy być. Ciągle zajmujemy się czymś, wstajemy, wracamy, biegamy, opowiadamy cokolwiek nam się przypomni, cokolwiek się skojarzy, byle mówić, byle coś się działo, byle nie było ciszy.

A cisza jest językiem Boga. On potrafi mówić na wszelkie sposoby i każdego znajdzie, z każdym się dogada, ale to w ciszy jesteśmy w Nim naturalnie.

Więc może jednak to nie jest taki prosty sport: przyjść, ulokować się wygodnie, zamknąć usta, uciszyć myśli i być. A gdy myśli zaczną biegać, przywołać je delikatnie powtarzając (nikoniecznie wargami): „jestem, patrzę na Ciebie, patrz na mnie”.

A Bóg Cię widzi. I to wystarcza. Wystarcza za wszystko.

Kliknij i udostępnij. Warto.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *