Kiedy Jezus wjeżdża do Jerozolimy i zaczynają się dni Jego pojmania, męki i zmartwychwstania, wraca jak mantra, rok rocznie, pytanie o to, czy to musiało tak być. Czy to serio musiał być krzyż? Jakim jest Bóg, skoro potrzebował, żeby Jego Syn był bestialsko torturowany aż po śmierć? Serio tego Bóg potrzebuje, żeby okazać nam miłość i przebaczyć grzech? Jeśli tak, to co to za Bóg?
Naprawdę takie pytania chodzą mi po głowie od lat. Jak to pogodzić? Jak pogodzić Jego miłość, wszechmoc, z czymś takim? Nie wystarczyłoby, żeby się Pan Jezus wrzecionem w palec ukuł? Jedna kropla Jego krwi to za mało? I czy to w ogóle musiała być krew? Nie wystarczyłoby, żeby Bóg powiedział: „wracajcie, przebaczam”?
Odtąd zaczął Jezus wskazywać swoim uczniom na to, że musi iść do Jerozolimy i wiele cierpieć od starszych i arcykapłanów, i uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie. A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: «Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie». Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: «Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki».
<Mt 16, 21-23>
Nie chcę myśleć po piotrowemu, na sposób ludzki. Próbuję zrozumieć choć trochę z serca Bożego, dlatego przechodzę po kolei, najpierw stworzenie człowieka, potem tajemnica Trójcy Świętej, dar wolności, grzech, wcielenie, Golgota i zmartwychwstanie. I mieszkań wiele. Po kolei.
Stworzenie i życie Trójcy
Bóg stworzył człowieka z miłości. Nie ma żadnego innego uzasadnienia dla nas, jak tylko to, że Bóg chciał człowieka, kocha go i pragnie być przez niego kochany. Chciał Ciebie. Nie stworzył nas jako niewolników, nie zmusił do oddawania Mu czci, nie zmusił do niczego, stworzył nas wolnymi, a oznacza to również wolność odrzucenia Boga. Jesteśmy stworzeni do życia z Bogiem i wolni żyć bez Niego.
Bóg jest miłością. To sama Jego istota, to On sam. Tak lubię myśleć o Trójcy Świętej, jako trzech Osobach w ciągłej wymianie miłości – nieustająco czują, rozumieją i znają się nawzajem. Ojciec, Syn i Duch Święty czerpią ze swoich serc bez żadnych barier, blokad i niedostatków, bez „kosztów komunikacyjnych”. Nie muszą sobie nic tłumaczyć, bo Ojciec czyta w Synu i w Duch, jak w sobie samym, a Syn w Ojcu i Duchu, Duch w obu. Znają się do końca, rozumieją bez końca, są jednym Bogiem, bez zmieszania trzech Osób. To miłość, do której Pan zaprosił człowieka. I to jest nasze niebo, tak będziemy kochać/znać nie tylko Boga, ale i siebie wzajemnie. I nic nikomu nie trzeba będzie tłumaczyć, do niczego przekonywać. Będziemy z sobą tak, jak słowami wyrazić się nie da i jak tutaj tylko czasem, w wielkim uniesieniu, zajrzeć można, (bo zajrzeć tylko ze tę zasłonę, jeszcze być nie dalibyśmy rady).
Wolność i grzech
W niczym Bóg nie uchybił naszej wolności. Gdybyśmy rozumieli Jego propozycję, gdybyśmy poznali miłość Trójcy, nie byłoby w naszej mocy chcieć czegokolwiek innego. Nie mielibyśmy wyboru. Tymczasem możemy wybrać i wybieramy. Wiele razy wybieramy życie bez Boga, a nie z Nim. Grzech. Odejście. Brak zainteresowania. Tę brzydszą i gorszą stronę życia, życia daleko od doskonałej Miłości.
Bogu nie jest to obojętne. Filozofia grecka stworzyła nam w głowach obraz Boga twardego, ostrego, bez uczuć. Boga poza wszystkim, odległego, nieobecnego. Tymczasem Bogu nic nie jest w nas obojętne. Cały jest pragnieniem, byśmy byli szczęśliwi, byśmy chcieli w wolności wybrać życie w miłości Trójcy, w tej boskiej wymianie bez przeszkód, bez barier, nieskończonej, cudownej, przesmacznej. Wybrać to życie, do którego nas stworzył i za którym tęskni i tęsknić będzie też nasze serce, póki nie spocznie w Panu.
Wcielenie
Bóg wychodzi do człowieka nieustająco i od zawsze. W każdej naszej pojedynczej historii życia: do Ciebie i do mnie, i do naszych sąsiadów, znajomych, do każdego, i w historii świata, też. I stał się Bóg człowiekiem, by nas znaleźć, z tęsknoty za nami. Właśnie to głosił Jezus. Wszystko, co zrobił tutaj, jako człowiek, wynikało z pragnienia odnalezienia każdej, każdego z nas. Szukał Ciebie. Mnie. Bóg kocha radykalnie i wiernie. Jezus nie mógł nie głosić, nie mógł głosić mniej albo łagodniej. A naszą wolnością jest odrzucić miłość Boga.
Pomyślałam kiedyś, że Bóg tak bardzo tęskni za człowiekiem, że nie do opisania jest Jego ból. Kiedy przyszedł do nas jako człowiek, tęsknota w Nim została. Właśnie tym jest krzyż – Jego tęsknotą, Jego wiernością, nieustępliwą miłością. Bóg mógłby zejść z krzyża, albo w ogóle nie dać się do niego przybić, Jezus nie musiałby umierać, gdyby tylko nie było Jego pragnieniem najgłębszym, być z nami, gdyby sam sobie pozwolił odrzucić nas, gdyby miłość nie była Nim, w Nim. To, co wydarzyło się w historii Jezusowi z Nazaretu to to, co wydarza się Bogu w relacji z nami. On przychodzi, a my odtrącamy Go po śmierć. I wtedy Bóg umiera z pragnienia bycia z nami.
Bóg umarł z miłości, z odrzucenia, z samotności. Umarł, bo Go nie bierzemy. Umarł i możemy w tej śmierci zobaczyć, że daje się nam cały i całkowicie, i nie ma innej drogi.
Boga nie zatrzymuje śmierć. Połamał ją, by znów powiedzieć, że się nam oddaje, z miłości, z pragnienia bycia z nami. Znów w wolności, znów wyrzekając się jakiejkolwiek przemocy wobec nas, prosto, bez podstępu. I stał się Chlebem, złożonym w ręce Kościoła, w ręce ludzi. Bo nie ma takiego uniżenia i takiego odrzucenia, którego by nie zniósł, byle tylko znaleźć drogę do nas.
Zbawienie musiało być krzyżem, torturami, biczowaniem, Golgotą, bólem, krwią, męczarnią, bo to jest Jego ból oddzielenia od nas, Jego samotność. Zobaczyliśmy w pasji Jezusa cierpienie Boga, który dał nam wolność i pragnie, byśmy Go chcieli. I nieskończenie jest bezbronny, jak Jezus na krzyżu, gdy my nie chcemy z Nim być, gdy wybieramy być bez Boga.
Niech nas poruszy miłość Nieskończonego. Nic lepszego od niej nas nie spotka.
Inne ciekawe posty:
Discover more from Oczy wiary
Subscribe to get the latest posts sent to your email.